Kaskady

Kaskady

Dzisiaj ze Zbyszkiem postanowiliśmy “przełamać pierwsze lody” ???? Umówiliśmy się w Skomielnej Białej koło kościoła, w związku z tym, że sprawność mojego samochodu stała pod znakiem zapytania, to pojechaliśmy jego busem. Idealnym do worzenia dużej ilości szpeju ???? Celem podróży były Lodospady w Dolinie Białej Wody. W związku z tym, że nasze doświadczenie w tej dziedzinie wspinaczki było i nadal jest niewielkie, postanowiliśmy wstawić się łatwy lodospad, wybór padł na Lodospad Kaskady (WI3+/II). W drodze na Kaskady spotkaliśmy dwa zespoły dwuosobowe udające się na ten sam lodospad, a u jego podnóża okazało się, że był tam jeszcze zespół trzy osobowy. Spowodowało to, że temperatura, którą zdążyliśmy nabrać podczas podejścia, spadła podczas oczekiwania na swoją kolej. Wspinaczkę zaczęliśmy jako ostatni zespół. Trafił mi się zaszczyt poprowadzenie pierwszego wyciągu. Ruszyłem za zespołem trzyosobowym, który ulokował się na stanowisku, jakieś 30m od startu. Pomimo obaw i niepewności co do nowej formy wspinania udało mi się sprawnie dotrzeć do stanowiska, przy którym musiałem odczekać swoje zanim się zwolniło. Na szczęście towarzystwo w stanowisku było wesołe, więc czas się nie dłużył. Założyłem taśmę na małą kolumienkę dla komfortu psychicznego i czekaliśmy, aż ich partner poprowadzi wyciąg. Niestety wyższe stanowisko było także zajęte przez poprzedni zespół więc on też musiał odczekać swoje. Żal mi było tylko Zbyszka, który marznął na dole, asekurując mnie i czekając w samotności, aż będzie mu dane się wspinać. Na szczęście po kilkunastu minutach wszystko się ruszyło, dwójka towarzysz ze stanowiska w końcu ruszyła, ja zbudowałem swoje stanowisko i Zbyszek już mógł gnać do góry. Szybko i sprawnie do mnie dotarł. Chyba na prawdę zmarznął tam na dole, bo bez dłuższego gadania, pobrał odemnie sprzęt potrzebny do dalszej wspinaczki i pognał poprowadzić kolejny wyciąg. Chociaż już nie tak pewnie jak na drugiego, aczkolwiek dość sprawnie. W między czasie nad naszymi głowami i obok nas latały odłamki lodów, odłupywane przez zespoły nad nami. -Mam auto- słyszę z góry. -Nie asekuruje – odpowiadam i przygotowuje się do wspinaczki. Ten wyciąg też był krótki wiec czekam aż Zbyszek wybierze linę i da komendę, że mogę iść. -Możesz iść- krzyczy. Demontuję stanowisko i idę. Uwielbiam iść na drugiego, pełen luz psychiczny, kwintesencja wspinania ???? W tym czasie, gdy się wspinam dwa zespoły już rozpoczęły zjazd po zrobieniu drogi, więc czekam, aż przejadą obok mnie, po czym szybko dochodzę do Zbyszka i kolej na zmianę. Teraz moja kolej. Stanowisko było z ringa i plakietki, więc pierwsze metry szedłem dziarsko, ale z każdym krokiem wyżej i z każdym uderzeniem czekana, ubywało mi animuszu. Co jakiś czas wkręcam oczywiście śrubę lodową która lekko podbudowuje mi psychiką. Zespół trzy osobowy zbudował stanowisko ze śrub lodowych, niestety obok nich nie ma miejsca żebym pewnie stanął i zrobił swoje stanowisko więc postanawiam iść troszkę wyże, gdzie jest stanowisko z plakietek w skale, niestety do tego miejsca prowadzi droga przez śnieg i nie ma gdzie osadzić śruby. Z pomocą przychodzi mi jeden towarzysz z zespołu, który mijam. Jak później się dowiedziałem miał na imię Dawid. Dawid zasugerował, że wkręci mi śrubę i wepniemy ekspres górski. Podałem mu śrubę i zrobiliśmy, jak powiedział. Poziom komfortu psychicznego poszybował w górę, a ja wraz z nim dotarłem do stanowiska. Wpinam się, wybieram linę, zakładam asekuracje dla Zbyszka i daje mu zielone światło do drogi. Po kilku minutach jest przy mnie. Pytam go czy idzie kolejny wyciąg, już ostatni, czy ja mam iść? Mówi, że może iść. Ponawiam pytanie i pada decyzja, że on idzie. Ruszył, w teorii w najtrudniejszy wyciąg. Szło mu sprawnie, chociaż wyczuć można było lekki stres, jak szukał miejsca na wkręcenie śrub, który znikał zaraz po ich osadzeniu. Powoli dotarł do kluczowego miejsca. Akurat w czasie, gdy trójkowy zespół zaczął zjeżdżać, więc wkręcił śrubę, wpiął się i znalazł dla siebie wygodną pozycję, gdy pierwszy zawodnik przejechał przystąpił do ataku. Lód w tym miejscu był niewdzięczny, każdy cios czekanem odłupywał bryły lodu. Czekan, poprawka, czekan, poprawka, rak, poprawka, rak poprawka. Kilka razy tak powtórzona sekwencja i udaje mu się pokonać najtrudniejszy moment. Dociera do stanowiska. I teraz moja kolej. Ze spokojną głową pokonuje po nim drogę, bez ryzyka lotu i podziwiam chłopa za psychikę. Pozostało zjechać i wrócić do samochodu. W taki od to sposób przełamaliśmy ze Zbyszkiem pierwsze lody PS. Okazało się, że to nie koniec przygody, w drodze powrotnej awarii uległ samochód, na szczęście Prezes nie w ciemię bity i szybko ją naprawił ????  

Konrad

01 lutego 2022 r.


Dodano: 01 lutego 2022 r.

 

  • Polski Związek Alpinizmu
  • Fundusz Berbeki
  • Bezpieczny Powrót
  • Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe
  • strona tatry.przejścia.pl
  • Tatrzański Park Narodowy
  • Numeryczna prognoza pogody
  • Horska Zahranna Sluzba