Lód na Małej Cisówce

15.02.2022 Lód na Małej Cisówce WI3/II
Dzisiejsza relacja będzie w telegraficznym skrócie. W składzie Ja , Zbyszek i Kamila udaliśmy się kolejny raz na lodospady do doliny Białej Wody, tym razem padło na lód na Małej Cisówce. Szpejenie zaczęliśmy kilka metrów od drogi wiodącej przez dolinę. A następnie postanowiliśmy bez asekuracji przejść łatwy teren po zmrożonym śniegu. Po dojściu do pierwszego stanowiska przed nami do pokonania był tylko mały lodowy prożek, za którym było pole śniegowe, więc postanawiamy dalej iść nie wiążąc się liną. W ten sposób dochodzimy do drugiego stanowiska, przy którym pokazał się pierwszy lód godny uwagi, choć nie zachwycający. Związaliśmy się i na pierwszy strzał poszedł Zbyszek, bez zbędnego ociągania przeszedł, po nim poszła Kamila , a na końcu ja. Z czystą głową, w pełni asekurowany z góry, ze spokojną głową, dziobiąc sobie po lodzie pokonałem kilka progów skalnych, a zza ostatniego pojawił mi się Zbyszek i Kamcia i to po co właściwie tutaj dzisiaj przyszliśmy. Lodospad na widok, którego zrobiłem ŁAŁ i szczęka mi opadła. Po dojściu do stanowiska, Zbyszek w krótkim zdaniu wyraził niezadowolenie, że prowadził jako pierwszy i że dzisiaj nie będzie mu dane poprowadzić dalszej części. Padła decyzja, że teraz poprowadzi Kamila, a mi do prowadzenia zostanie ostatnia część lodospadu. Przewiązaliśmy się i Kamila ruszyła. Z miejsca, z którego ją asekurowaliśmy, lodospad robił wrażenie i budził grozę. Jednak Kamila jakby nic sobie z tego nie robiła. Na marginesie mówiąc, pierwszy raz widziałem jak Kamila wspina się w lodzie. W porównaniu do mnie i Zbyszka występował w niej element delikatności i gracji. Ja i Zbyszek w lód wstawiamy się jak do rąbania drzewa na opał, czyli czysta siła i trochę techniki, Kamila natomiast, wyszukiwała zagłębień w lodzie i dziurek ,które powstały po poprzednich wspinaczach i haczyła o nie czekan. Siły używała tylko czasem, gdy była to ostateczność. W ten sposób pokonała swój wyciąg. Bez większych emocji dotarliśmy do Kamili, lód z bliższa i z górną asekuracją nie wydawał się już taki groźny, był nawet czas na sesje zdjęciowe i kręcenie filmów
Do końca drogi zostało dziesięć metrów pionu i drugie tyle połogu i przyszła kolej na mnie żeby to poprowadzić. Z dobrymi humorami przewiązaliśmy się, tak żebym mógł prowadzić, wziąłem od Kamili super ostre śruby na trudne momenty i wyruszyłem w drogę. Pierwsza śruba została wkręcona jeszcze z okolic stanowiska, wpinka zrobiona, dziabki poszły w ruch i już jestem nad nią nogami. Jest dość pionowo i w mojej głowi powstała myśl, że przyszła pora na śrubę na trudny moment, wkręcenie jej poszło w miarę sprawnie. Jest asekuracja, uff, można iść dalej. Szukam dziurek jak Kamcia, staram się o nie haczyć dziaby, ale niewiele ich jest, więc powoli wchodzę w tryb drwala. Jednak lód kruszeje i spada prosto na mnie, stojąc nad przelotem nie jest to komfortowa sytuacja, więc sięgam po kolejną śrubę na trudne czasy, wkręcam sprawnie jednak wpięcie liny w ekspres w grubych rękawicach nastręcza mi problemów. Uruchamia mi się tzw. telegraf ( nogi zaczynają mi drżeć jak szalone), dawno nie miałem, ale znam to uczucie więc pozwalam mu trwać, bo relatywnie dobrze stoję, więc skupiam się na wpięciu liny, udało się wpiąć. Telegraf się wyłączył. Śruby na czarną godzinę się skończyły, ale na szczęście pojawiło się światełko w tunelu i wchodzę w łatwy teren. Docieram do stanowiska.
Kamila bez większych przygód dotarła do mnie, a Zbyszek z awarią raka musiał wrócić do początku wyciągu, żeby ją naprawić. Później już też sprawnie do nas dotarł. Podczas zjazdu, na ostatnim zjeździe, zauważyłem dziwny przedmiot lecący w moją stronę, gdy mnie minął, rozpoznałem w nim moją krótkofalówkę. Poza urwaną antenką nic mu się nie stało. Kamila zjeżdżając znalazła antenkę. Więc bez większych strat w sprzęcie i ludziach zakończyliśmy przygodę 



