Jaskinia Śnieżna - do Wodociągu
Uczestnicy: Ania, Beata, Jarek, Jurej, Jakub, Kamil, Grzesiek i Krzysiek
23 lipca 2023 r.
Trawers od otworu jaskini Nad Kotlinami do otworu jaskini Śnieżnej.
17.07.2023 w składzie : Michał Różański(Speleoklub Tatrzańśki), Jan Bystrzycki (Speleoklub Tatrzańśki), Konrad Dyrcz (TKG Vertikal), Damian Pawlikowski (TKG Vertikal) przeszliśmy trawers od otworu jaskini Nad Kotlinami do otworu jaskini Śnieżnej.
A teraz czas na trochę przydługawą i być może nudną historie jak to się odbyło. :)
Planowanie
Pomysł trawersu narodził się podczas wyjścia do Marmurowej 18.06.2023, było to wyjście kursantów któremu towarzyszyłem. Równolegle do tej jaskini wybrali się Damian i Michał (Misiek). W czasie tego wyjścia wszyscy spotkaliśmy się przy otworze Marmurowej i z luźnej gadki wynikło, że fajnie było by zrobić trawers Nad Kotliny- Śnieżna. Idea została zasiana w naszych głowach, pozostało tylko poczekać, aż zacznie kiełkować.
Po powrocie z wyjścia usiadłem nad szkicami tych jaskiń i przeanalizowałem ile sprzętu jest potrzebne. Wyszło mi, że do poręczowania potrzeba około 950 m lin i około 115 karabinków.
Oznaczało to że albo trzeba dużej ilości ludzi żeby to wnieść, albo trzeba będzie to wnosić na raty.
Powstała grupa na messengerze, na której rozważaliśmy różne warianty przejścia tego trawersu i ustaliliśmy wstępny termin oraz dodaliśmy potencjalnych partnerów. Termin padł na 17 lub 19 lipca. Jednym z wariantów który rozważaliśmy było zaporęczowanie Śnieżnej, a następnie zjazdy „na złodzieja” Nad Kotlinami. Wstępnie pomysł się nam spodobał. Dodatkowo dowiedzieliśmy się, że Nad Kotliny są już zaporęczowane do „Mokrej 40ki” i możemy skorzystać z tych lin, czyli praktycznie połowa roboty zrobiona i „na złodzieja” będzie trzeba zjechać mniej razy.
Depozyt
Czas mijał nieubłaganie, zbliżał się termin, w którym zaplanowaliśmy wyjście. Liny wisiały w Nad Kotlinami. Nie wiedzieliśmy jak długo tam będą i zacząłem odczuwać wewnętrzne parcie, że trzeba cisnąć z linami do Śnieżnej. Umówiliśmy się z Miśkiem, że 12 lipca idziemy zanieść depozyt pod otwór, 11 lipca przygotowałem sprzęt i spakowałem do plecaka - wyszło 30,5kg. Myślę se, że we dwóch to damy rade to wynieść bez problemu.
Jednak prognozy troszkę się zmieniły i miały być burze koło południa, dodatkowo Misiowi coś wypadło. No dobra przenosimy na następny dzień spacerek z ciężarem.
12 lipca koło południa zaczął padać deszcz, siedziałem w domu i obserwowałem prognozy pogody, w Tatrach około 14-tej ma się zacząć robić pogoda, jest po 12-tej, wziąłem plecak i wsiadłem w samochód. Myślę sobie, że ogarnę temat, na spokojnie 30 kg wyniosę do Śnieżnej, zawsze chciałem spróbować jak to jest być nosiczem, oni przecież więcej dźwigają, więc też powinienem dać rade.
Po 14-tej byłem już na parkingu przed wejściem na szlak, niebo pochmurne, ale widać było że już to co się miało wylać to się wylało i temperatura spadła, więc burz też raczej nie będzie, wszystko zgodnie z prognozą pogody.
Po trzech godzinach marszu z kilkoma przerwami na odpoczynek, dotarłem pod jaskinię i zrzuciłem ciężar z pleców. Ulga była niesamowita, a szacunek do pracy Nosiczy wzrósł jeszcze bardziej.
Plecak ze sprzętem schowałem pod kamieniem. Zerknąłem do jaskini i okazało się że wiszą tam liny. Po powrocie zameldowałem, że zaniosłem liny i że w Śnieżnej też wiszą . Michał dowiedział się czyje one są i po rozmowie z właścicielem otrzymał zgodę na skorzystanie z nich. Miały tam wisieć jeszcze tydzień.
Przedyskutowaliśmy sprawę i stwierdziliśmy, że przeniesiemy liny wyżej i będziemy poręczować Nad Kotliny do końca, będzie to bezpieczniejsze niż zjazdy „na złodzieja” podczas których może lina się gdzieś zaklinować co spowoduje odcięcie sobie odwrotu i możliwości dojścia do Śnieżnej.
14 lipca umówiliśmy się na przeniesienie depozytu wyżej, tym razem na lekko do Śnieżnej z Misiem, skąd Misiu wziął plecak z linami, a ja worek. Michał targany wyrzutami sumienia, że sam wynosiłem ostatnio ten sprzęt wziął na siebie większy ciężar. Wyraził szacunek za to, że wyniosłem to do Śnieżnej i obiecał flachę :D Połechtało to moje ego, a skromność nakazywała powiedzieć ,że nie trzeba. Chociaż wiadomo że się należy :D
Wspólnie wynieśliśmy liny wyżej, trochę nam zajęło znalezienie otworu ale się udało. Schowaliśmy plecak i z nastawieniem, że 17-tego będziemy działać wróciliśmy do domów.
Prognozy
14 lipca 23:01 na messengerze Michał wysyła wiadomość ze zrzutem ekranu z prognozą pogody.
W dniu planowanej akcji ma być burza i opady.
15 i 16 spędzam na sprawdzaniu prognozy, rano i wieczorem ma być ładnie burze w środku dnia. Myślę sobie po cichu, że w czasie największych burz będziemy w jaskini i będziemy bezpieczni.
Na grupie jednak wyczuwam wątpliwość pada stwierdzenie „Jak się jutro prognoza nie zmieni to nie przejdzie”
16 lipca po południu po rozmowie z Michałem i Damianem pada decyzja. Idziemy.
Akcja
17 lipca o 5:00 spotykamy się na parkingu przy Groniku, idzie nas czwórka, ja, Michał, Damian i Jasiek, którego tego dnia dopiero poznałem. Na podejściu piękna pogoda, nic nie wskazuje, że będą burze i deszcz. Po dotarciu do otwory Nad Kotlinami przygotowujemy liny, pakujemy do worów, dzielimy się sprzętem. Wykonujemy telefony, aby poinformować o godzinie alarmowania i przypominamy jaki mamy plan działania.
Około 8:40 wchodzimy do otworu.
Zlotówkę pokonujemy bez problemy, ale okazuje się, że jeden wór jest dość mocno dociążony i akurat w pierwszej kolejności trafił się mnie. Niby teraz pokonujemy jaskinie w dół, więc nie powinno być z nim problemów, ale jednak dawał o sobie znać.
Następnie pokonujemy dwa małe prożki i Studnię Piętrową. Po Studni chwilę szukaliśmy dalszej kontynuacji, Michał wczołgał się w odpowiedni otwór i znalazł liny prowadzące do Studni pod Wantą. Za nią znajdowała się kolejna studnia, zwana Studnią z Mostami. Chyba na wszystkich zrobiła imponujące wrażenie. Zresztą jak cała jaskinia, ale tutaj było pierwsza prawdziwe „ŁAŁ” wychodzące z głębi człowieka. I trzeba ją samemu zobaczyć, żeby zrozumieć to o jakim ŁAŁ piszę :D Na dnie Studni znajduje się tablica pamiątkowa informująca, że tutaj swoje ostatnie chwile życia spędził Waldemar Much, który zginął 3 listopad 2001r.
Za Studnią z Mostami czekał na nas depozyt, w którym znajdował się sprzęt do zaporęczowania „Mokrej 40-tki”. Dochodzimy do niej pokonując ciasny, ale urokliwy Meander, w którym największy wór sprawia nam trochę kłopotów.
Po dotarciu do pierwszych batinoksów od Mokrej ustalamy, że będę poręczował.
40-tka zaczyna się około dziesięcio metrową pochylnią, która kończy się na punkcie znajdującym się na winklu (określenie mało taternickie ale takie mi do głowy przychodzi), za który trzeba się wychylić. Za nim ukazał mi się widok robiący drugie ŁAŁ, oraz trzy punkty na których trzeba zrobić mały trawers, żeby następnie zjechać do dna studni. Na ścianach studni widać ciekawie ułożone warstwy żył żelaza (przynajmniej tak Michał twierdził, a ja uznałem to za prawdę, bo przypominały kolorem rdze, geologiem nie jestem :) )
Podchodzimy kilka metrów do góry i dochodzimy do Studni Szywały. Wiszą tam równolegle do siebie dwie liny kierunkowe koloru czerwonego. Montuje linę poręczową, dopinam się do lin kierunkowych i dojeżdżam do ściany po drugiej stronie. Punkt, na którym trzeba tutaj zrobić przepinkę znajduje się dość wysoko. Z lin kierunkowych wypuszczony jest koniec liny który zwisa pionowo w dół , na którym porobione są węzły i pętle, wkładam nogę w pętlę wstaje na niej i wpinam karabinek w punkt. Lonżą jednak nie dostaję do karabinka, dlatego wpinam małpę nad pętlę i podchodzę dzięki czemu mogę dopiąć lonż do karabinka w punkcie. Robię przepinkę i zjeżdżam dalej. Na szkicu jest napisane, że do kolejnego punktu należy się dowahać. Zjeżdżam około 25m, w pewnym momencie kontakt ze ścianą się urywa. Po dotarciu na wysokość punktu stwierdzam że trzeba się dowahać :), ale brakuje mi kilku centymetrów żeby sięgnąć ściany i nadać sobie impetu. Po kilku chwilach naciągania się, po wykonaniu kilku ruchów przypominających żabkę uznałem, że to jest bez sensu i przypomniałem sobie, że u góry są koledzy, którzy mogą pchnąć linę na której wiszę. Ładnie poprosiłem, żeby to uczynili i po chwili zbliżyłem się do ściany od której się odepchnąłem, dzięki czemu mogłem sięgnąć batinoksa. Do dna zostało około 46 m i dwie przepinki. To już poszło bez większych emocji. Po dotarciu do dna oczekiwałem na towarzyszy. Michał dotarł do mnie pierwszy i dostałem pochwałkę, że sprawnie mi poszło poręczowanie. :) Oczywiście połechtało to moje ego :)
Następny punktem programu jest dotarcie do Studni Setka lub Obejścia Gliwickiego. My wybieramy to drugie. Do Obejścia trzeba pokonać do góry prożek, na którym już wisi lina. Pierwszy odcinek obejścia ja poręczuję. Dwa następne Damian. Po pokonaniu obejścia robimy sobie przerwę na posiłek. Jasiek udostępnia worek z jedzeniem i regenerujemy siły przed dalszą drogą. Na stół wchodzą kabanosiki, kanapki, batoniki, żelki, colka i herbatka.
Zostało nam kilka krótkich odcinków do zaporęczowania. Jak się później okazało tak naprawdę został jeden, a na reszcie wiszą już liny, które chyba pamiętają kilka pokoleń grotołazów. Ten jeden odcinek zaporęczował Michał. Po kilku minutach docieramy do wodociągów.
Przeciskając się wodociągami Michał stwierdził, że jest niski poziom wody. Kilka minut później odnieśliśmy jednak wrażenie, że wody przybywa. Znaleźliśmy linę wyprowadzającą z wodociągów. Po upewnieniu się, że to właściwa lina wspięliśmy się po niej. Przez chwilę jeszcze miałem moment zwątpienia czy dobrze idziemy , ale po dotarciu do Prożka Jenne’go byłem pewny że jesteśmy na dobrej drodze do wyjścia.
Plan był taki, że do Wielkiej Studni idziemy bez przerwy, do pokonania mieliśmy Prożek Jenne’go, II Płytowiec,I Płytowiec i dwa małe prożki. Za pierwszym razem jak tutaj byłem to było sucho. Dzisiaj jednak z góry leciała woda, która uprzykrzała podchodzenie i drażniła w chwilach oczekiwania na zwolnienie liny. Po dotarciu do Wielkiej Studni, byliśmy przemoczeni. Tutaj szybki zastrzyk energii, weszły batony, żelki i herbatka. Morale zostało podbudowane.
Do góry idziemy w kolejności ja, Michał , Damian i Jasiek. O dziwo dość sprawnie pokonuje studnie, ostatnio jak tutaj byłem to mnie pucyło dość mocno. Michał ze względu na brak kostkowca szedł trochę wolniej. Czekałem na niego nad studnią, ale nie doczekałem, już czułem, że się wychładzam, więc jak tylko zobaczyłem jego światełko zakomunikowałem, że idę dalej, bo mi zimno. Była zgoda, więc poszedłem, powoli się rozgrzałem , a w głowie tylko jedno marzenie, żeby tam u góry było słońce. Do pokonania został tylko Lodospad. Niecałe 100 m do góry, słyszałem, że Michał jest już za Studnią, więc przyśpieszyłem. Pozostając w kontakcie słuchowym, zbliżałem się do wyjścia, dostrzegłem w końcu otwór, a nad nim niebieskie niebo. Powiedziałem Misiowi, że jest niebiesko, on dalej przekazał, że jest na polu słoneczko. Chłopy się ucieszyły.
O 17: 29 byłem na powierzchni uderzyła mnie fala ciepła, która od razu poprawiła humor i ogrzała. Widok Giewontu wyłaniającego się znad białej chmury wywołał kolejne ŁAŁ tego dnia.
O 17:40 wszyscy byliśmy na powierzchni.
Składamy Podziękowania dla ekip, które poręczował Śnieżną i część Nad Kotlinami. Bez tej roboty którą wykonali na pewno nie udało by się tego zrobić od strzała.
Autor tekstu: Konrad Dyrcz
Wejście jubileuszowe do Ptasiej Studni - dno Studni Flacha.
Uczestnicy: Leszek i kompania - Ania, Damian, Grzesiek, Krzysiek i Zbyszek.
15 lipca 2023 r.
05 lipca 2023 r.
Południowo zachodnia ściana Gerlacha, Droga Kadilak, trudności VI+
Bogusław Szczerba and Paweł Orawiec.
26 06 2023.
Warunki pogodowe pozwoliły podziałać w rejonie Morskiego Oka, zespół Janusz Kułach, Boguś Szczerba: Niżna Lalkowa Szczerbina -Niżni Żabi Mnich czyli grań Żabiej Lalki, długa grań w dolnej części mało chodzona.
Augustová V+ drogą położoną w bezpośrednim sąsiedztwie Galerii Osterwy znajdująca się na północno-zachodniej ścianie Zadniej Osterwy. W zespole Konrad, Ania i Krzysiek postanowiliśmy udać się na igłę w Osterwie. W planie była wspinaczka na drogę Augostova V+, a następnie zejście pod igłę i wspięcie się na nią. Pod drogę docieramy schodząc ze szlaku koło symbolicznego cmentarza nad Popradzkim stawem. Ścieżką docieramy pod Galerie Osterwy, a następnie pniemy się wzdłuż Galerii do najwyżej położonej drogi oznaczonej czarną taśmą zawieszonej na plakietce. Muszę tutaj dodać , że udało się to dzięki Ani, której instynkt topograficzny okazał się niezawodny. Droga jest obita w całości, ale miejscami warto wrzucić coś z własnej asekuracji. Los tak chciał. Stojąc pod drogą czułem wewnętrzne obawy przed jej prowadzeniem i miałem nadzieje, że Krzyś chętnie będzie chciał ją prowadzić, niewiem co on czuł ale zaproponował losowanie. Wziął kamyczek do jednej dłoni zamieszał za plecami i dał mi wybrać. Kamyczek wygrywa i jesteś szczęśliwcem, który może prowadzić. Wewnętrznie chciałem wskazać lewą dłoń ale w ostatecznym momencie zmieniam decyzje i wybrałem prawą, otwiera a tam kamyczek. Na jego widok na mojej twarzy wymalowały się wszystkie emocje, których obraz uświadomił towarzyszy, że nie chce prowadzić. Krzyś oznajmił, że jak nie chcę to on może poprowadzić. Zgodziłem się. W czasie gdy ubierałem uprząż, wyciągałem ekspresy i frendy, obserwując drogę i towarzyszy jak się szykują, w głowie odezwał się głos ( „Chopie chcesz cisnąć na wielkie ściany to się musisz oswoić z wysokością i długimi drogami , kiedy nabierzesz doświadczenia jak nie teraz?”) przyznałem mu rację i zacząłem sięgać po ekspresy i przypinać do uprzęży. W sumie nie po to kamyczka wybrałem żeby teraz rezygnować, los tak chciał. Daj blok lub A zeruj z ekspresa. Pierwszy wyciąg jest wyceniony za V+ trudności znajdują się na samym dole między drugą a trzecią wpinką. Nie jest to sportowe obicie, do którego jestem przyzwyczajony i ewentualny lot znad drugiej wpinki nie był w mojej głowie akceptowalny. Brak rozgrzania i formacja skalna inna od tej na której ostatnio się wspinałem powodowały, że dochodząc do trudności wkradł się brak możliwości ich rozczytania i wyobrażenia sobie odpowiedniej sekwencji ruchów. W trakcie kilku prób i powrotów do miejsca restowego wkradały się różne myśli do głowy. W jednej z prób już miałem ochotę złapać ekspresa, dociągnąć się z niego i dosięgnąć dobrych chwytów nad nim, po innej z prób stojąc w miejscu restowym chciałem już wziąć blok zjechać i oddać prowadzenie Krzysiowi. W drodze powrotnej już po całej przygodzie okazało się że towarzysze bezbłędnie odczytali moje myśli z tego miejsca i przypomnieli mi o tym. Niestety musiałem i przyznać rację że tak było. Po którejś próbie w głowie powstał obraz sekwencji ruchów która otwiera przedemną droge, dostrzegłem krawądkę która otwierała tą sekwencję. Po chwili restu podjąłe próbe i będąc już nad wpinką, wpinająć kolejną byłem trochę zły na siebię że to tak długo trwało, ale udało się. Dalej droga już puszczała chociaż do końca trzymała w lekkim napięciu. Pierwszy stan. Na pierwszym stanowisku standardowe czynności jak to na stanowisku, czyli asekuracja partnerów. Obawiałem się, że Ania będzie miała problem skoro mnie tak spompowało, ale dzięki pomocy Krzysia, który szedł przed nią, dobrze doradzał i czasem napinał lekko linę do podbydowania psychiki Ani, udało się obojgu pokonać pierwszy wyciąg. Krzysztof po dotarciu troszkę mnie podbudował stwierdzeniem, że dobrze że nie musiał tego prowadzić. 2,3,4,5 wyciąg. Kolejne wyciągi już bez większych emocji, drugi w związku z opadam które były w nocy miejscami był mokry co na pojedynczych chwytach i stopniach dodawało dreszczyku emocji. Trzeci wyciąg otwierała przyjemna techniczna płyta gdzie trzeba było popracować na nogach korzystając z niewielkich chwytów. Na czwartym tylko jedno przewinięcie za okap sprawia trudność. A piąty ma ciekawą płyte z fajnym ruchem, i wyjściem na półkę z któej do pokonania mamy okap, który zabrał mi trochę czasu zanim znalazłem odpowiedni schowany chwyt i stopień. Po wyjściu na okap idziemy czujnym połogim terenem gdzie do kolejnego przelotu jest znaczna odległość i nie można osadzić nic swojego. Koniec drogi. Po zakończeniu drogi wychodzimy na ścieżkę wiodącą do żlebu który prowadzi pod igłę. Ja osobiście nie mam ochot już się wspinać, co najwyżej na drugiego. Postanawiamy, że nie idziemy na igłę, Ja z Krzysiem zejdziemy pod igłę i Krzysztof poprowadzi drogę która znajduje się w ścianie Zadniej Osterwy, a Ania wróci nad Popradzki staw szlakiem i będzie podziwiała widoki, które towarzyszyły nam przez całą drogę. Droga koło igły jest obita w całości, podzielona na dwa krótkie wyciągi. Można by ją zrobić na jeden wyciąg długość 50m. Po zjedzie z drogi pod igłę schodzimy żlebem do 1 stanowiska z drogi którą wcześniej robiliśmy i zjeżdżamy do podstawy ściany. Dołączmy do Ani, która smacznie śpi nad stawem i na tym kończymy przygodę
Konrad
25.06.2023
Działanie w dwóch rejonach. Najpierw z Grześkiem Kubickim w Alpach wapiennych Austrii czyli w niezleżnych masywach górskich Karwendel, Wilder Kaiser i Dachsteinie. Te wapienne pasma górskie znajdują się relatywnie blisko nas, między Salzburgiem a Insbruckiem.
Ostatnie dwie drogi zrobiłem z Przemkiem Pawlikowskim i to już zupełnie inna bajka albo może zupełnie inny rejon. To Alpy Szwajcarskie, konkretnie Alpy Urneńskie będące częścią Alp Berneńskich :). Ten rejon to już monumentalne połacie skał krystalicznych. Zwłaszcza ściana Gross Bielenhornu zaskakuje pięknem litych płyt granitowych o różowawym zabarwieniu.
Czyli:
Nadełał Paweł Orawiec
Kurs taternictwa jaskiniowego - 18 czerwca 2023 r.
Ania, Beata, Jakub, Jarek i Jurek z obstawą: Grzesiek, Konrad i Zbyszek
Zdjęcia Anki i Beaty
Wejście szkoleniowe do Jaskini Pod Wantą.
Uczestnicy: Ania, Beata, Jarek, Jurek i Grzesiek
26 marca 2023 r. Trawers Tatr Wysokich to 54 km i ponad 5000 metrów w pionie.
Trasa: Biała Woda Kieżmarska (910 m) - Barania Przełęcz (2393) - Czerwona Ławka (2352) - Rohatka (2290) - Wschodnie Żelazne Wrota (2255) - Koprowa Przełęcz Wyżnia (2180) - Zawory (1876) - Beskid (2012) - Kasprowy Wierch - Zakopane.
Czas 15 godzin.
Beata Lassak z Olgą Łyjak
21.05.2023 Jaskinia Rysia
W składzie Ja i Łukasz Mizuri Mazurek z RKG Nocek Kolejny majowe wyjście do jurajskiej Od otworu do jaskini Józefa kilkanascie metrów dalej znajduje się otwór do jaskini Rysiej. Po odsunięciu desek zabezpieczających wejście do jaskini wiązemy line do drzewa i wchodzimy do środka. Po dwóch metrach znajdujemy punkty i zakładamy linę do zjazdu. Dwa metry niżej znajduje się zacisk przez który trzeb przejechać. Poręczowaniem zajmuje się Łukasz. Po komendzie lina wolna wpinam stop rolke(nowy model) i zjeżdżam. Przez zacisk nogi przechodza bez problemowo. Ale nad resztą trzeba trochę popracować. Prawa ręka trzymająca linę jest już poniżej zacisku, ale lewa ma problem z odgięciem dźwigni stopa. Jest za ciasno. Po kilku kombinacjach alpejskich udaje mi sie wydać luz na linie przejść przyrządem prze zacisk i kontynuować zjazd, który nie był obiektywnie komfortowy, ale w porównaniu z tym co było wcześnie był jak marzenie. Po dotarciu do końca zjazdu udajemy się w jedna z możliwych stron. Zwiedzamy partie kominkowe gdzie jest kilka ciekawych zapieraczkowych wspinaczek. Następnie zawracamy i udajemy sie w drugą stronę. Mijamy miejsce gdzie wiszą nasze liny przechodzimy do katedry, nastepnie do sali pod blokiem. Tutaj szukamy wejscia do partii księżycowych. Nie znajdujemy. Kontynuujemy marsz w stronę prasy gdzie czeka nas wspinaczka. Po wspinaczce chwila przerwy. Nastepnie czeka nas poręczowanie drugiej studni. Mam zaszczyt to zaporęczowac. Studnia ta to również zjazd w ciasnej szczelinie. W jednym miejscu kask mi sie klinuje, muszę chwile pogłówkować. Na dnie jest salka z kilkoma fajnymi naciekami. Powrót w zasadzie bezproblematyczny do mementu zacisku w którym miałem problem przy zjeździe. Do góry problemy były większe bo grawitacja tym razem była przeciwko mnie. Po kilku minutach udało się wyjść. Jaskinia w moim odczuciu dość pouczająca technicznie. Myślę że warto się do niej udać.
Konrad
18.05.2023 wejście do jaskini Józefa
Po ustąpieniu kontuzji Ani postanawiamy odwiedzić Jaskinie Józefa ja ponownie Ania pierwszy i zabieramy ze sobą jeszcze Cypriana. Dojazd tym razem naz zaskoczył. Okazało sie że w lesie jest powalone drzewo ktore blokuje nam dojazd. I musimy podejść z buta aż 10minut !! Drugie wejście do tej samej jaskini jak dla mnie bez emocji. Czas trwania podobny. Ania zadowolona z wyjścia. Podobało się jej. Cyprian jak na osobę, ktora sie zarzekała że jaskinie nie są dla niego to odbiór bardzo pozytywny. Podczas tego wejścia dodatkowo zaglądnąłem do dziur, których wczesniej nie oglądalem, gdyż Zbysiu w nie zaglądał oraz odnalazłem naciek przypominajacy płetwe rekina. W jaskini jest kilka ciekawych nacieków oraz biały korytarzyk.
Konrad